poniedziałek, 25 marca 2013

Moje pierwsze pinole

Pinole 
Pinole

Czytałeś książkę "urodzeni biegacze" MacDougalla? Jeśli nie to gorąco zachęcam do lektury. Wyśmienita pozycja, którą połknąłem w 3 dni. Jeśli czytałeś, być może zwróciłeś uwagę na przepisy, które się tam pojawiają. Są dwa... Na iskiate oraz pinole. Dziś zrobiłem pinole. Nawet smaczne! Chociaż trochę dziwne. Zacznijmy jednak od początku...

Indianie z plemienia Raramuri "biegający ludzie"są znani na świecie z niesamowitych umiejętności jeśli chodzi o bieganie. Wygrywają ultramaratony ubrani w proste sandały konkurując z mistrzami tej dyscypliny, którzy dysponują najnowszym sprzętem. Robi to wrażenie. Smaczku dodaje fakt, że żyją oni trochę jakby czas zatrzymał się u nich setki lat temu. Żywią się naturalnymi produktami, których receptury mają czasem tysiące lat. Iskiate, to napój, o którym napiszę jak już go zrobię. Pinole, to przekąska, którą jedzą jak normalne danie ale również zabierają ze sobą na biegi jako zastrzyk energii i paliwo dla organizmu. Występuje pod różnymi postaciami w zależności od przygotowania jednak niezależnie, którą wybierzesz, jest to BARDZO proste jedzenie!

Składniki na pinole 

Potrzebujesz tylko 3 składników:
- mąki kukurydzianej (1 szklanka)
- cynamonu (1 łyżeczka)
- miodu lub cukru trzcinowego (2 łyżeczki)

Przygotowanie pinoli

1. Upraż mąkę na patelni aż się zarumieni (zmieni kolor na brązowy).
2. Przesyp do miski i dodaj cynamon i cukier. Wymieszaj.
Już!

To najprostsza postać jako proszek, który już można jeść. Można dodać wody i zrobić gęstą zawiesinę którą da się jeść łyżeczką. Można wreszcie urobić z tego ciasto i usmażyć na patelni jak naleśniki albo upiec w piekarniku (jak podpłomyki). Ja zrobiłem na patelni. Wyszło super. Jutro to będzie moje śniadanie przed bieganiem. Ciekaw jestem jak się będę po tym czuł?
Można take placki upiec i z tego, co czytałem, mogą leżeć nawet 2 miesiące i się nie psują! Nadają się żeby zastąpić nimi chleb i użyć do kanapek. Fajna sprawa a przy tym przekonuje mnie prostota tego wynalazku...
Smacznego!

14.08.2014
Dodałem zdjęcie nowej wersji pinole. Ponieważ placki są trochę upierdliwe w transporcie, postanowiłem skorzystać z pomysłu wędkarzy i zrobić kulki, które ugotowałem podobnie jak robi się z kulkami proteinowymi. Zrobiłem 3 wersje ale najlepsza to ta, którą wzbogaciłem o trochę białka z jajka kurzego, które spowodowało, że kulki się nie rozpadały. UWAGA! Jeśli do pinole dodasz Chia, musisz baaardzo długo je suszyć po gotowaniu. :-) W tej wersji lepiej tego nie robić. W każdym razie kulki są świetne! Małe porcje, akurat żeby przegryźć, co jakiś czas. Do tego możesz włożyć je nawet w kieszeń.
Polecam!

piątek, 15 marca 2013

Co ma kosmetyczka do sera?

Żywność prosto od rolnika?

Pytanie z tytułu posta dziwne ale sam oceń czy nie pasuje do tej sytuacji...

Pisałem już, że kupuję mięso od znajomego rzeźnika (w przyszłym tygodniu mam właśnie odbiór połówki świnki!!!) Jednak to nie wszystko. Jakiś czas temu zaczęliśmy kupować ekologiczne masło z jakiegoś gospodarstwa. Trochę to było jednak niepokojące, że nie widziałem tego gospodarstwa wcześniej i tak jakoś w sklepie to w sumie nie wiadomo czy to tak jest jak piszą... Takie tam wątpliwości. Dlatego jak odezwała się znajoma, że jej rodzina robi swoje masło, od razu pociągnęliśmy temat. Z jej ust padło stwierdzenie, którego nie mogę zapomnieć. "Oni nie mają co z tym masłem robić, bo już
nikt tego nie chce, bo to śmierdzi krową". Rozumiesz!!! Śmierdzi krową!
Prawdziwe wiejskie masło pachnące świeżym mlekiem (czyli tak jak krowa) jest gorsze od sklepowego, jałowego shitu, które nie pachnie niczym! Ponieważ zgłębiam tę tematykę już jakiś czas nawet mnie to specjalnie nie zdziwiło, bo już tak to jest, że jak się ma coś na wyciągnięcie ręki to się często tego nie docenia. Nie to jest zresztą tematem. 
Powiem Ci lepiej jakie jest to masło. W porównaniu ze sklepowym to, jak już wspomniałem, ma zapach. Pachnie mlekiem. I to dość intensywnie. Do tego ma zupełnie inny smak niż zwykłe ale trudno mi opisać na czym polega różnica. Może jest bardziej delikatne? Sam nie wiem. Kiedy wyciągasz je z lodówki, od razu nadaje się do smarowania. Jest miękkie. Właściwie widzę same zalety a żadnych wad. Do tego kosztuje tyle co zwykłe masło! Rewelacja! 

Ale to nie koniec tej historii no bo co z tą kosmetyczką? Tak. Moja narzeczona chodzi do kosmetyczki. U kosmetyczki, tak jak u fryzjera, rozmawia się o wszystkim i kiedyś okazało się, że mama tej pani ma swoje krowy. Hoduje je na mleko, którego nie sprzedaje, tylko robi z niego masło, ser żółty i biały! Może to nic takiego dla normalnego człowieka ale ja ucieszyłem się jak dziecko! Kolejne produkty z dobrego źródła! Zwłaszcza żółty ser, który zawsze uwielbiałem i który uwielbia też mój mały synek. Zmieniliśmy więc dostawcę masła na dostawcę masła i sera i teraz w lodówce zawsze mamy zapas tych produktów. A więc pewnie mam opowiedzieć o serze??? Jest inny niż którykolwiek z serów znanych mi wcześniej. Miękki. Delikatny w smaku. Gęsty. Nie ma dziur (dużych). Długo może leżeć w lodówce i nic się z nim nie dzieje. Lekko słodkawy... taki... hmm nie jestem ekspertem od sera choć bardzo go lubię. Trudno mi opisać różnicę. W każdym razie jest dobry. Białego sera za bardzo nie lubię ale narzeczona mówi, że jest świetny. I teraz cena. Pani tego nie waży więc trudno dokładnie porównać cenę ale na oko to wygląda tak: 1 kg białego sera, 0,5 kg żółtego sera i 0,5 kg masła za 30 zł. Czy to dużo za 100% ekologiczne, proste jedzenie? Powtarzam po raz kolejny, to nie kwestia ceny. Co będziesz jadł zależy tylko od Ciebie. 
Wybór raczej jest nie pomiędzy tanie-drogie. Wybór jest pomiędzy łatwo w markecie albo trochę trudniej od małych producentów. Trochę wysiłku żeby znaleźć takie osoby a potem do nich wracać. Czy to duża cena za nasze zdrowie? Czasem pójdziesz do kosmetyczki a trafisz na źródło dobrego jedzenia! Trzeba tylko nastawić się na szukanie i kiedy padają takie informacje nie traktować ich w formie ciekawostki tylko pociągnąć temat i znaleźć swojego dostawcę.  

  To może być takie proste! Rusz się i zrób to dla siebie...

niedziela, 10 marca 2013

Zbyszek rzeźnik

Tytuł posta jak z horroru... Pod tym wpisem w moim telefonie znajduje się numer do Zbyszka, który jest... rzeźnikiem. Pracuje w dużej firmie w okolicach Wolsztyna. Zbyszek poza tym, że zawodowo zajmuje się ubijaniem zwierząt, robi to też amatorsko w swoim domu (a w sumie to w obórce czy czymś takim). Mało tego! Zbyszek hoduje świnki. Mówi, że wie, co jest w mięsie ze sklepu i dlatego woli sam wyhodować i przygotować jedzenie dla siebie i swojej rodziny.
Poznałem Zbyszka przez znajomego, który powiedział mi, że facet hoduje dla siebie świnie nie na paszy, tylko karmione naturalnie (czyli czym popadnie) a potem robi dobre wędliny z tego. Ponieważ ma możliwości, wystarczy powiedzieć mu z dużym wyprzedzeniem, że chcesz świnkę to on Ci ją wyhoduje i potem zrobi z niej, co będziesz chciał. W tym właśnie czasie szukałem kogoś takiego, ponieważ myślałem o założeniu sklepu ze zdrowym mięsem. Postanowiłem kupić jedną świnię i zobaczyć jak wyjdzie to ekonomicznie, czy znajdą się klienci no i też aby mieć coś dla siebie. Tak zrobiłem. Poczekałem kilka miesięcy i gdy nadeszła pora uboju, zgłosiłem się do Zbyszka.
Cóż, wygląd jego podwórka, tej obórki i sprzętu świadczył, że higiena nie jest najważniejszą rzeczą dla Zbyszka. Dobrze, że Zbyszek często jest po piwie i raczej nie był świadomy, co oznacza moja mina, bo pewnie wyrażała coś pomiędzy, "zaraz zwymiotuję" a "uciekam stąd!". Mimo to, pamiętając, że znajomy bardzo zachwalał wyroby Zbyszka i nawet uprzedzał o jego sympatii do piwa, postanowiłem dać mu szansę i dokończyć transakcję. Zbyszek pokazał mi wszystko (może lepiej by zrobił gdyby pominął ten etap!) a potem zapytał, co ma z tym zrobić. Co zrobić? Skąd mam wiedzieć! A co można zrobić? Zapytałem. Moje doświadczenie w tej dziedzinie było zerowe. Nawet dobrze nie wiedziałem jak nazywają się części świni. Skąd miałem wiedzieć czego oczekiwać. Zbyszek cierpliwie opowiedział mi, co może zrobić a ja wybrałem i część mięsa zabrałem od razu a sporo zostawiłem mu do uwędzenia lub na kiełbasy. Mięso, które wziąłem od razu zawiozłem znajomym, którzy wcześniej wyrazili chęć kupna. Oczywiście sporą część zatrzymałem i wsadziłem do zamrażarki u siebie w domu (kupioną specjalnie na tę okazję). Aha, jeszcze ważny detal. Po drodze wjechałem do weterynarza i dałem mu kawałek mięsa do zbadania, żeby mieć pewność, że wszystko jest ok. Kilka dni później wróciłem do Zbyszka po resztę "towaru". Były tam kiełbasy, zwykła i biała. Szynki wędzone. Schab wędzony. Wątrobianka. Oraz najlepszy produkt, kiełbasa w słoiku (dawniej znana jako mielonka turystyczna i sprzedawana w puszkach). Najlepszy, bo bez chemii a można bardzo długo trzymać w lodówce i się nie zepsuje. Poza tym smakuje rewelacyjnie. Jest to jedna z ulubionych rzeczy mojej rodziny na śniadanie. Znowu, część zawiozłem znajomym a resztę zatrzymałem dla siebie. Pomińmy rachunek ekonomiczy. Niech wystarczy informacja, że nie zdecydowałem się na uruchomienie sklepu, bo mięso musiałoby kosztować bardzo dużo a mimo to zarobek w porównaniu z ilością pracy i formalności, marny. Natomiast ja nadal kupuję od Zbyszka. Zrobiłem mały skok w bok z innym rzeźnikiem i przekonałem się, że warunki higieniczne wszędzie są takie same. Trzeba to przełknąć i nie myśleć. Za to smak, trwałość i jakość tych produktów jest... FANTASTYCZNA! Weterynarz potwierdził, że mięso było zdrowe. Znajomi zachwyceni od razu chcieli kupować więcej. Moja rodzina, mimo początkowych wątpliwości, przekonała się i już nie wyobraża sobie życia bez Zbyszkowego mięska. Po co to piszę? Nie będzie u mnie w sklepie mięsa. Nie jest to reklama. Chodzi mi tylko o to, żeby uświadomić Tobie i innym, że nie jesteśmy skazani wyłącznie na to, co jest w sklepach. Są inne możliwości. Każdy ma rodzinę na wsi albo znajomego, który ma rodzinę na wsi. Wystarczy popytać i można dotrzeć do niezłego źródła zdrowej żywności. To wymaga pewnego wysiłku. To jest droższe, bo niestety jeśli w sklepie kupujesz zagęszczoną wodę o smaku kiełbasy to za prawdziwą kiełbasę będziesz musiał zapłacić więcej. Zadaj sobie jednak pytanie, czy cena jest ważna w momencie takiego wyboru? Tania chemia vs prawdziwe jedzenie. Dla mnie nie ma się nad czym zastanawiać. W mojej rodzinie obowiązuje zasada. Kupujemy mięso ze sprawdzonego źródła albo nie kupujemy wcale. Zachęcam wszystkich do takiej postawy. Nie dajmy się oszukiwać producentom i dystrybutorom "mięsa". Nigdy nie popierałem wegetarianizmu. Raczej sobie nie wyobrażałem, że mógłbym nie jeść mięsa. Ostatnio postanowiłem jednak, że wolę najeść się warzywami niż faszerować się chemią. Na szczęście jest Zbyszek i nie muszę być wegetarianinem. Jedynie jeśli jestem w restauracji wybieram dania bezpieczne, czyli bez mięsa. Zachęcam do tego samego.
Teraz kilka technicznych informacji. Ja płacę około 6 zł za kilogram świni plus 200 złotych dla Zbyszka za robotę i jeszcze 100 na wołowinę do kiełbasy. Razem wychodzi około 1000 za całą zrobioną świnię. Masz z tego szynki, boczki, żeberka, schaby, golonki, słoninę, kiełbasę, kiełbasę w słoiku, wątrobiankę, salcesony, kaszankę a jak chcesz to mózg i serce. Razem wszystkiego około 40 - 50 kilogramów w zależności od wielkości świni. Nie jemy słoniny więc jej nie liczę. Oddaję w całości ludziom, którzy robią sobie z tego smalec. Tak licząc, widzisz, że mięso ekologiczne nie jest tanie ale też nie przesadnie drogie. Szynka wędzona czy schab w sklepie też potrafi sporo kosztować a nie wiesz, co kupujesz. Tu przynajmniej wiesz.
Nie podam numeru Zbyszka. Nie powiem gdzie mieszka. Nie chcę ponosić odpowiedzialności za jego wyroby. Każdy musi sam znaleźć swojego dostawcę. Poza tym, nie chcę żeby Zbyszek został biznesmenem i zaczął liczyć kasę. Jak zacznie liczyć, okaże się, że więcej zarobi jak nakarmi świnie paszą i urosną nie w 6 a w 3 miesiące. Jak z jednej zrobi produkty dla dwóch klientów zamiast dla jednego, uzupełniając brakujące mięso wodą i chemią to też więcej zarobi. Lepiej więc żeby nie zaczynał liczyć. Niech zostanie tak jak jest.

czwartek, 7 marca 2013

Jedzenie nie dla idiotów

Od lat fascynuje mnie świat reklamy. Należę do tych, myślę nielicznych, którzy nie zmieniają kanału gdy zaczyna się blok reklamowy. Nie wiem sam, co mnie tak interesuje w reklamach. Mniejsza o to. W każdym razie, zawsze je analizuję. Zastanawiam się, dlaczego są takie jakie są? Do kogo są adresowane? Co mówią? Jakie wartości produktów czy firm eksponują? I co? Ostatnio (w sumie to już od dość dawna) większość reklam koncentruje uwagę widzów na jednym aspekcie.  Na cenie. Wszystko jest tanie. Wszędzie kupisz okazyjnie. Zrobisz świetny interes. Będziesz cwańszy od innych. Wygrasz! Te komunikaty powodują, że mam wrażenie, że trwa wojna. Dwie wojny! Jedna pomiędzy producentami, o to kto jest tańszy. Druga pomiędzy klientami, o to kto jest bardziej przebiegły i taniej kupi. Wygram, będę zwycięzcą jeśli, w przeciwieństwie do innych, kupię coś taniej. Najgorsze, że Ci co reklamują się jako najtańsi, często okazują się bardzo drodzy. Choćby ten sklep, co to idioci w nim nie kupują. Cóż, każdy kto kiedyś porównał ceny z tego sklepu z innymi cenami wie, że idiotą trzeba być, żeby tam kupować. Coraz więcej ludzi zdaje sobie z tego sprawę, więc nie jest to takie straszne. Straszne jest coś innego. Te wszystkie reklamy nakręcają to poczucie. Poczucie, że TRZEBA kupować tanio! Jak kupisz drogo toś dureń i głupek i nieudacznik. Kupiłeś o złotówkę drożej? PRZEPŁACIŁEŚ frajerze i jak sobie teraz spojrzysz w oczy??? Co powiesz żonie i dzieciom? Mogłem kupić taniej ale nie chciało mi się szukać i przepłaciłem. Przepraszam... Następnym razem się przyłożę. I przykładamy się coraz bardziej... Porównywarki cenowe idą w ruch. Serwery Google się gotują. Szukamy taniości. Nie chcemy już kupować drogo, bo przecież nikt nie chce być tym idiotą z reklamy. Do czego to prowadzi? Jeśli jesteś producentem i chcesz sprzedawać, musisz mieć tańsze produkty niż inni. Jak się robi tańsze produkty. Na pewnym etapie można obniżać ceny rezygnując z części zarobku. Jednak w którymś momencie dochodzimy do ceny, która już nie może być niższa, bo trzeba będzie do interesu dołożyć. A konkurenci nadal mają taniej... Co tu zrobić? Hmm, może jeśli zastąpię jeden wartościowy składnik czymś nieco tańszym, to klient nie zauważy różnicy a cena będzie niższa? Może dwa składniki. Może trzy? Może wszystkie? Takim sposobem dochodzimy do tego, że cywilizacja się rozwija a my, zamiast dostawać coraz lepsze produkty, otaczamy się coraz większym badziewiem. Zauważam takie dziwne zjawisko. Kiedyś wiele produktów było kiepskich, z powodu słabej technologii. Potem, wraz z rozwojem sposobów wytwarzania, wiele produktów zyskiwało na jakości. Od jakiegoś czasu ta jakość jest stale obniżana. Producenci uświadomili sobie, że wysoka jakość nie koniecznie jest atutem. Lepiej, jeśli jest pozorna. Ładne opakowanie niech zawiera produkt, który szybko się zepsuje i skłoni klienta do kolejnego zakupu. Zobacz choćby branżę samochodową, sprzęt AGD i RTV. Dawne ikony solidności, dziś już nie odstają od reszty pod względem jakości produktów. Niestety. Jednak w tych branżach może nie jest to takie ważne. W końcu od tego telewizora, który się zepsuje, nic nie zależy. Inaczej jest z jedzeniem. Od niego zależy wszystko. Tym czasem podlega ono takim samym "zabiegom" jak każdy produkt. Musi być tanie czyli... musi być kiepskie. Niech będzie jeszcze tańsze, więcej sprzedamy! I jeszcze tańsze! W końcu mamy takie kwiatki jak ta zupka, którą ostatnio pokazałem. Kiedy to się skończy? Gdzie jest granica? Bałem się kiedyś globalnego konfliktu atomowego, który zniszczy naszą cywilizację. Dziś bardziej obawiam się, że za jakiś czas wyginiemy od... taniości. Zabije nas kiepskie jedzenie, na które sami polowaliśmy. Dziś możesz kupić w markecie szynkę za takie pieniądze, że wystarczy prosta kalkulacja, aby stwierdzić z czego jest zrobiona. Właściwie z czego nie jest. Nie jest z mięsa. Robiąc zakupy pamiętaj, że cena żywca to około 6 złotych za kilogram. Żywca, z którego połowa odpada bo to kości, krew itd. Do tego, ktoś musi to przerobić na wędlinę,  przewieźć, zmagazynować, opakować i jeszcze na tym zarobić. Myślałem kiedyś żeby handlować zdrowym mięsem. Znam więc te wyliczenia na pamięć. Żeby się to opłacało na jakimś minimalnym poziomie to szynka powinna kosztować 60 złotych za kilogram. Jeśli jest za 10 złotych to kupujesz zagęszczoną chemicznie wodę, sztucznie zabarwioną na kolor szynki i mającą chemicznie uzyskany smak. I znowu pytanie. Kto tu jest idiotą? Czy ten, który zrobił złoty interes i kupił tanio? Wygrał wyścig o zakupowicza roku z najtańszym koszykiem produktów jakie istnieją. Brawo! Brawo klienci! Brawo producenci!
Dobra, dosyć szydzenia. Co robić? To jest właściwe pytanie. Widzę to tak:
1. Jeśli nie wiesz kto wytworzył produkt, nie kupuj.
2. Jeśli nie wiesz z czego jest produkt, nie kupuj.
3. Jeśli nie masz pełnego zaufania do sprzedawcy, nie kupuj.
4. Jeśli widzisz cenę podejrzanie niską, nie kupuj.
5. Jeśli nie rozumiesz, co oznaczają symbole albo nazwy składników, nie kupuj.
6. Wreszcie reklamy oglądaj dla rozrywki ale nie kieruj się nimi podczas zakupów.
Jako prowadzący sklep internetowy, może nie powinienem tak pisać. Ktoś powie, nie znam Cię. Dlaczego mam wierzyć w to co piszesz. Wiem jednak, że moje produkty są wartościowe. Opisałem ich pochodzenie i skład. Wiem dokładnie w jaki sposób są wytwarzane i tą wiedzą dzielę się z klientami. Nie konkuruję cenami ze sklepami, które mają produkt sporo tańszy niż mnie on kosztuje w zakupie. To nie ma sensu! Moi klienci są dla mnie najlepszą reklamą. Opowiadają swoim znajomym jakie wspaniałe są moje produkty. Kiedy zapraszają kogoś do siebie, częstują i wtedy ich goście sami się pytają, skąd mają te cuda. Czy nie tak powinno to wyglądać? Trudne jest takie handlowanie. Jednak jeśli w kimś się tli jakiś chociaż zalążek moralności to chyba jedyny możliwy sposób żeby zarabiać na handlu jedzeniem. No chyba, że się nie znam. popraw mnie jeśli uważasz inaczej.

sobota, 2 marca 2013

Higiena pracy rzeźnika

Praca w rzeźni

Piękne w mojej pracy jest to, że ciągle spotykam ciekawych ludzi. Wczoraj trafiłem na Pana Włodka. Pan Włodek opowiedział mi sporo o sobie. O tym, że jest wdowcem, że ma trójkę dzieci. Najbardziej kocha córkę, która mieszka w Anglii i właśnie jest w ciąży. Najciekawsze jednak było miejsce pracy Pana Włodka. Duże zakłady mięsne w okolicy Poznania (nie będę wymieniał nazwy żeby nie narobić Włodkowi problemów). Co mi opowiedział o swojej pracy? Praca jak praca. Codziennie rano o 4.45 wyrusza pociągiem, żeby przed 6 być na miejscu. Pracuje tam od wielu wielu lat (nie pamiętam ilu... ale długo). Zna ten zakład jak własną kieszeń. Często jest brany na różne stanowiska bo jest takim facetem, co wszystko potrafi (żadnej pracy się nie boi!). W czasie naszej pogawędki zdradził mi parę ciekawych "smaczków" z życia "rzeźnika"...


... Ostatnio na jednej hali nazbierało się trochę resztek mięsa "nie wiadomo skąd". Leżała ta kupa tak długo aż zaczęła cuchnąć. Wszyscy drapali się po głowie, co z tym zrobić, aż pojawił się Dyrektor. No wie Pan, Dyrektor produkcji! Jak to zobaczył mówi... co to k... jest? Panie Dyrektorze leży tu stare mięso jakieś ale

nikt nie wie skąd się wzięło... Co zrobił Pan Dyrektor? Osobiście chwycił za "szypę" i worek z solą. Wsypał dwie łopaty i poszło wszystko w parówki (dlatego to on jest tam Dyrektorem a nie ktoś inny!)...
... Mię to śmieszy, te wszystkie przepisy! K... każą nam łazić w tych białych gumowcach, kitlach i maskach na gębie. A niech cię zobaczą bez tego jaka zaraz awantura... ale jak spadnie kurczak z taśmy w plamę oleju to ani go nie oczyszczą tylko wraca do obiegu!!!...

Chemia w jedzeniu

... Ja to bym nie ruszył tego mięsa co u nas robimy. Panie przecież tam jest cała tablica Mendelejewa! Więcej chemii jak mięsa. No czasem jak zagadam z wędzarzem to mi zrobi trochę mięska bez tego badziewia. Wtedy biorę z domu trochę dobrego chleba z masłem i zjem to gdzieś na zapleczu...
Pan Włodek zadowolony jest w sumie z pracy bo już tyle lat pracuje i przynajmniej stać go na ulubioną rozrywkę... Wiesz, mam taką małą słabość, mówi... uwielbiam piwo. Codziennie jedno albo dwa wypijam i... no wiesz tak se lubię wypić w spokoju po obiedzie. Ale nie żebym kupował tego sikacza z BIE...NKI, nie... to pewnie jest dopiero badziewie. Wolę zapłacić więcej i napić się porządnego piwa. Tu Pan Włodek wymienił swoją ulubioną markę.
Nie sposób się z Włodkiem nie zgodzić. Czasem lepiej zapłacić więcej i mieć coś wartościowego. Prawdę mówiąc nie chcę zaszkodzić Włodkowi ale z drugiej strony, życzę jego pracodawcy aby splajtował. Niech zbankrutują wszystkie te masarnie, które dostarczają nam "takiego" pożywienia. Te parówki jedzą potem zazwyczaj nasze dzieci. Szkoda gadać.

Recepta na świeże mięso

Co możesz zrobić? Zrób tak jak ja. Kup zamrażarkę. Najlepiej sporą. Raz do roku kup świnię i daj zaufanemu rzeźnikowi (jest wielu dobrych rzeźników na wsiach w całej Polsce) i niech Ci zrobi dobre wędliny. Jeśli chcesz może Ci uwędzić szynkę, boczek, schab... cokolwiek. Trochę zostaw surowego mięsa

na pieczenie, czy co tam sobie wymyślisz. Tak samo kury, kurczaki, indyki i tak dalej. Jest wielu rolników, którzy mają takie stwory i hodują je naturalnie, bo szkoda im pieniędzy na paszę. Jajka od nich to najlepsze jajka na świecie. Tak samo to mięso! Wystarczy trochę się rozejrzeć, popytać i trafisz na dobre źródło jedzenia, które będzie proste i zdrowe. Odetnij od zysków tych oszustów wciskających stare mięso "ulepszone" wszystkim, co możliwe. To jedyne, co możesz zrobić. Brzmi to jak apel o anarchię, powrót do komuny albo nie wiem co ale sam pomyśl. Czy chcesz żeby nasze dzieci albo wnuki przekształciły się w mutanty??? Ja nie.